zhongguo zhongguo
390
BLOG

SZKIC NA ŻYCIE – Happiness *

zhongguo zhongguo Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 

Już trochę stąpam po naszej ziemi matce. Ile to już lat? - tak sobie dumam, ile to szczęśliwych chwil na niej przyszło mi żyć? Tylko szczęśliwe pamiętam, a przynajmniej tylko te moja pamięć postanowiła zakonotować. A ile mi więcej tych najszczęśliwszych jeszcze przeżyć będzie? Pewno trochę mniej aniżeli już tych przeżytych.

Obracam się między dwoma kontynentami, naszą starą Europą, no i powiedzmy jeszcze starszą Azją. Starszą zwłaszcza kulturowo i geologicznie. Ale o ile? Zapraszam na wypowiedzi specjalistów z tej dziedziny, wszak jestem tylko jednym z wodzirejów życia i uśmiechu ziemskiego naszej ery.

Dzielę dwa odmienne światy, dwa odmienne klimaty, wiele odmiennych obyczajów i tradycji  zapisuję w mej pamięci. Niełatwo jest podzielić swe serce wśród mozaiki uczuć i narodów, lepiej jest je straść komuś i ukryć w szufladzie, chroniąc od spojrzeń ciekawskich przechodniów. Moje serce od dawna schroniło  się w podróżnych przygodach, dziewiczych polach i lasach oraz niezapomnianych sentymentach i bolesnych rozstaniach.

Po znikomych trudach życia, po jego troskach i udrękach postanawiam żyć szczęśliwie, czerpać radość od innych i ją również dawać innym. Długo trzeba było, aby w końcu zrozumieć, że życie jest wspaniałe, że jest cudownym darem, że nie wolno żyć smutnie w udrękach i rozpaczach. Trzeba cieszyć się każdą chwilą – tak mi powiesz – i masz rację. Słucham  Ciebie dobry Mędrcu, bo mam niezmierne zaufanie dla Twej wiedzy.

Azja, a zwłaszcza Chiny są to szkołą życia, w której się uczę. Podobno aby stać się renomowanym specjalistą danej dziedziny, trzeba wiele lat nauki. Ja się nadal uczę, staram się jak mogę nigdy nic nie robić po połowie, nigdy nie zostawiać mych planów do realizacji do jutra, jestem solidnym studentem życia..

Wydaje mi się, że mam nawet dobre wyniki.

 Mędrzec z satysfakcją spogląda na nie, ale zawsze nakazuje:

 Po­wiedz mi, a za­pomnę. Po­każ mi, a za­pamiętam. Pozwól mi zro­bić, a zrozumiem”.

Nie sposób Mędrca nie wysłuchać... sprawdzam doktryny na mej drodze pięcioma zmysłami. Patrzę, słyszę, próbuję, czuję i dotykam.

A gdy coś osiągnę, z biciem serca biegnę do Mędrca i zwierzam się z mej radości, prosząc o wsparcie na dalszą drogę.

On zawsze mnie wysłucha, dumając pogłaszcze swą siwą brodę, da mi cenne uwagi, pogładzi mnie po głowie i spojrzeniem zachęci do kontynuacji.

 Dzięki Niemu przełomem w mym życiu staje się spotkanie z Chinami, które przewraca me życie do góry nogami. Odkrywam w sobie pasję i powołanie, odkrywam nieznany fascynujący świat. Wytyczam sobie cel – nauczyć się języka chińskiego, aby łatwiej zasymilować się z moją nową najliczniejszą rodziną na świecie, poznać dokładnie jej kulturę, zwyczaje i tradycje. Pragnę stać się sinologiem i z innymi dzielić wiedzę. Marzy mi się poznać rozsądek i rygor pod uważnym spojrzeniem Mistrza, zagłębić się w sekrety i tejemnice buddyjskich mnichów, przeżyć wspaniałe seanse medytacji i intymne zwierzenia, stać się cząstką najliczniejszego narodu na świecie.

Mam wyjątkowe szczęście spotkać osoby, od których na moim szlaku otrzymam wiele, które pomogą mi iść wytyczoną drogą. Jeśli w życiu coś chce się bardzo, to wszystko jest możliwe, wszystko można osiągnąć. Trzeba bardzo chcieć, a reszta przyjdzie sama.

Nie mogę zapomnieć o mej najwiernieszej chińskiej przyjaciółce, bez której nigdy byś mnie nie poznał, to ona mnie zmobilizowała jeszcze w XX wieku do mej pierwszej wędrówki do Chin.

Zawsze powołuję się na ten cytat, który nad wszystko uwielbiam :

  „Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku”

Ta podróż będzie trwać tak długo dopóki postawię ostatni krok na matce –ziemii. Krzyżuję palce, trzy razy stukam w drewniany leciwy taborecik pamiętający jeszcze Babcię Weronikę... oby tak dalej!

Liczne spotkania z chińskimi mniejszościami narodowymi pozwoliły mi poznać ten daleki, dla zwykłego śmietenika trudno zrozumiały świat.

Cóż z tego, mawiasz mi, że wszystko masz, że wszystko znasz, a inni nic nie mają. Cóż za okrutny grzech popełniasz przyjacielu, mówiąc te nikczebne słowa. Nie zastanawiasz się, że sam sobie czynisz zło tym wyznaniem. Świat jest niesprawiedliwy, jego okrutność nie zna granic. Kiedyś za to srogo zapłacisz.

Gdy pierwszy raz spotykam małą siedmioletnią „Małą Żołnierkę”, wszelkie dąsy pod twoim kierunkiem zamykam w lamusie, mam dosyć twoich stereotypowych jałowych wypowiedzi. Ta mała istotka swą osobowością mnie oczarowuje. Dziewczynka wkracza w me życie i odtąd staje się jego częścią. Początkowo znam ją tylko ze zdjęcia, snuję plany, chcę ją osobiście zobaczyć, odnaleźć i poznać, a może nawet przytulić...

Przedsięwzięcie zapowiada się dość skomplikowane - nie mam jej adresu, tylko nazwę wsi, gdzie chodzi do szkoły i to jeszcze  napisaną nie  po chińsku tylko w transkrypcji fonetycznej.

  Po skontaktowaniu się z "organizacją o kolorowej nazwie", dowiaduję się, że mogą mi pomóc w odnalezieniu  dziewczynki  lecz ta "humanitarna pomoc" kosztuje tyle i tyle... Spadam z nieba... „kpicie sobie ze mnie, znam Chiny i chińskie ceny”.

     Postanawiam samodzielnie odnaleźć  małą dziewczynkę.

   Wyruszam samolotem z Kantonu do Guilin w nieznaną drogę. Potem jeszcze dwoma miejscowymi autobusami w kołatajacych drogach docieram do prowincji Guizhou. Na dworcu autobusowym w powiatowym mieście przypadkowo  odkrywam na mapie chińską pisownię nazwy tej małej wsi.

Uf! Czuje się w domu!

Już wieczór... zbyt późno, aby wybrać się po nocy w dalszą górską wyprawę i odnaleźć wiejską szkołę gdzie w pierwszej klasie uczy się moja ulubienica ze zdjęcia. Wyprawę odkładam na nastepny dzień. Jesteśmy w duecie, po rannych śniadaniowych pierożkach i po uśmiechach miejscowej ludności, która nas zaadoptowała od pierwszego wejrzenia, wyruszamy w drogę, koło południa docieramy do celu. Tak wiele można się nauczyć w drodze życia, a jeszcze więcej obserwując  życzliwych napotkanych ludzi.

   Gromadka dzieci wita nas okrzykami. W szkole uczą sie dzieci z mniejszościYAO, które codziennie pokonują wiele kilometrów aby zdążyć na szkolny dzwonek  oznajmujący naukę. Trzech nauczycieli gościnnie proponuje wspólny posiłek, wyjaśniam cel naszejwizyty.

   Dużo emocji...Meibing - malutka, drobniutka z pierwszej klasy, pierwszy raz nas widzi. Dopiero od dwóch miesięcy uczy się chińskiego, w domu gdzie mieszka z babcią i z dziadkiem rozmawia tylko w języku YAO. Ładnie rysuje i ładnie się uczy. Ma krucze przepiękne włosy i uśmiech dziecka zranionego życiem.

   Nauczyciele organizują uroczystą akademię na naszą cześć, fakt ten nas bardzo żenuje, nie na takie aż owacje zasługujemy!

 Od tej chwili rozpoczyna się moje osobiste uczucie z Chinami. W tym czasie trudno jest o kontakt telefoniczny z małą ulubienicą, a cóż dopiero mówić o komputerowe  listy czy telefoniczne Sms’y. Tak to było! Coś podobnego jak w PRL’u, w dawnej mojej paryskiej egzystencji, kiedy dodzwonić się do Polski było zupełnie nieosiągalnym zadaniem. Tego dzisiaj nikt nie zna lub nie pamięta.

 Bujam w obłokach, ale od czasu do czasu dochodzę do wniosku, że trzeba zejść na ziemię. Notabene Mistrz czuwa nad moją osobą i mi przypomina:

 Bądźcie surowi dla siebie samych, pobłażliwi dla innych, a nie będziecie mieli wrogów”.

  Wrogów nie mam, ale coraz więcej przyjaciół gromadzi się wokół mnie. Coraz więcej życzliwych osób dostrzegających moje zaangażowanie w bezinteresowną pomoc dla dzieci potrzebujących namiastkę uczuć... streszczających się w materialnych potrzebach. Tak mało potrzeba aby poczuć się potrzebnym drugim osobom i zainwestować swą pomoc. Wtedy to życie powoli zaczynie wybierać wspaniałą drogę. Mawiam, jak wielu innych przede mną, jestem tylko posłańcem dobrych uczynków dla ludzkości. Wszak nic mie one nie kosztują.

 

Mędrzec mówi: „Bezużyteczną rzeczą jest uczyć się, lecz nie myśleć, a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się niczego.”

 

  Odkrywać na mej drodze coś nowego i ciekawego ciągle mnie fascynuje. Te intymne więzi, które dzielę z Tobą Mistrzu, przyznam się  nikt ich nie odkryje.

             „Choć droga niedaleka, nie dojdziesz, jeśli do celu nie zmierzasz”

  Li tylko Ty znasz ksztynę okrutności, a więc prowokatorsko Ci przedstawię Twego współczesnego zastępnika. Wiem, że Cię urzecze swą karyzmą i odwagą. Jest nim przemijający czas...

  Gdy przymykam oczy przesuwają się realne wspomnienia uwarunkowane mglistymi obrazami. Losy wiodą mnie za dalekie horyzonty. Powoli zmęczenie daje się we znaki, a przy tym duchota, krople potu spływają po skroniach... i te bagaże stanowiące coraz większy ciężar dla naszych szkieletów. Jeszcze tylko kilka zakętów gumowych opon po kamiennej drodze i już na miejscu delektować się będziemy widokiem tak bardzo bliskich nam osób. Jest ich sporo, cała gromadka dzieci w wiejskiej, położonej w górach szkole czeka na nasz przyjazd i to nas cieszy. Tak jest od lat!

  Lubię tutaj przyjeżdzać! Lubię ludzi i okolice. Mam swe ulubione miejsca gdzie mogę przysiąść regenerując się w ciszy i spokoju na łonie przyrody. Wspaniały dar mi zgotowałeś Mistrzu.

  Świat z innej epoki, wzdłuż rzeki młyny wodne wykonane z bambusowych pni irygują pola ryżowe, w szumie fal wodnych odgłos zarzucanych sieci rybackich. Rybacy w swych łodziach majestatycznie czekają na dobry połów. A i rzeka tutaj czysta, woda w niej przejrzysta i niegłęboka.

  Obserwować tę wspaniałą codzienność jest kunsztownym darem. Gdy nadchodzi czas na cotygodniowy targ uczestniczę w majestatycznym spektaklu pod gołym niebem. Już od wczesnego rana przygotowania miejscowych kupców rozkładających stragany ze wszystkim co tylko sobie można wymarzyć: do jedzenia, do picia... Są ubrania, buty, materiały, zwierzęta domowe, zioła lecznicze, maść tygrysia i lekarstwa z węża, sztuczne włosy dla dziewcząt z mniejszości YAO... Dla dzieci frajda, słodkości i zabawki, gry, balony, piłki...

Z daleka kłaniająca się nowoczesność może tylko zakłócić wspaniały wolny rytm tutejszego dawnego stylu życia.

  Jak co tydzień z odległych wsi schodzą się ich mieszkańcy. Ludność świątecznie ubrana paraduje wśród straganów, spotykają się znajomi i przyjaciele, a po południu żarliwy gwar przygasa. Następuje powrót do domu górskimi dróżkami i wąskimi ścieżkami rozsianymi wśród  ryżowych tarasów. Wszyscy z zakupami  mkną do swych drewnianych włości.

 Lubię tutaj przyjeżdzać! Zawsze spotykam się z jednym z nauczycieli poznanym w wiejskiej szkole gdzie był oddelegowany na dwa miesiące i uczył dzieci matematyki. Wspólnie sobie przypadliśmy do gustu, narodziła się przyjaźń i więź. Zawsze będąc w Xi Shan obowiązkowo codziennie jestem jego gościem na kolacji. Uważa on, że nie mam prawa zjeść kolacji gdzie indziej niż w jego domu.

W uszach rozbrzmiewa mi przysłowie:

                  "Przyjąć gościa jest moim honorem"

Byłoby to obraźliwe jeśli mój przyjaciel spotkałby moją odmowę. Więc sobie wspólnie codziennie jemy tę kolację na dodatek w towarzystwie jego przemiłej żony. Często po kolacji przychodzą znajomi. Echo mej wizyty szybko się roznosi!

   Moim wielkim marzeniem jest żeby ta mała mieścina  nie zatraciła swej autentycznej osobowości. Pewno jeszcze przez długie lata pozostanie identyczna, egoistycznie dla mnie bez turystów, bez samochodów, bez tej barbarzyńskiej zachodniej cywilizacji!

  Nadchodzi upalna noc, przy świerszczowej muzyce zapadam w głęboki sen. Marzy mi się, aby trwał jak najdłużej! W zdrowiu, bez trosk, bez nieszczęść, bez ludzkich złości i nienawiści.

   Mistrz spogląda ukradkiem i czuwa nad swym uczniem. Słyszę przez sen Jego słowa:

                      „Ko­mu sił nie star­cza, ten gi­nie w połowie drogi”.

 

*Esej zgłoszony na II Festiwal Th'Republic of Poets

 

 

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

zhongguo
O mnie zhongguo

CHINY - to moja pasja i powołanie. KRAJ, w którym jest najwięcej ludzi do polubienia. JĘZYK, HISTORIA, KULTURA, TRADYCJA ... wszystko mnie interesuje. Wśród moich podróży po Chinach losy wiodą mnie tam gdzie jest zawsze coś do odkrycia </&lt NAGRODA ''za systematyczną prezentację kultury chińskiej i budowanie mostów pomiędzy narodem chińskim i polskim'' (2012 rok)"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości