Słońce przygrzewa mocno i jest upalnie. Nocą po wrażeniach z minionego dnia trudno zasnąć. Nie lubię używać klimatyzacji, ale nie ma rady... trzeba ją włączyć i pomóc sobie w odnalezieniu snu. Jutro czeka nas następny wypad w okolice, a więc forma musi dopisywać.
Wstajemy wcześnie rano, zaraz po śniadaniu spożytym w ulicznej knajpce, wyruszamy w plener ... jedziemy autobusem do małego starego miasteczka Chá yáng 茶阳. Znaczenie jego nazwy można przetłumaczyć jako „herbaciane słońce”. Autobus zatrzymuje się w centralnej części miasteczka. Mieścina spokojnie nas zaprasza na spacer po swych starych uliczkach. Idąc nimi ukazują się przed nami arkady starych domów, niektóre z nich o marmurowych ścianach, inne o drewnianych stropach.
Uliczki prawie znajome, bez turystów, tryska spokój i ład. Warto wśród nich się zagubić. W świetle budzącego się poranka miasteczko żyje swym rytmem. Już uliczni sprzedawcy rozłożyli swe stragany czekając na pierwszych klientów, stary zegarmistrz z precyzją odnajduje wady w zagarze, fryzjer zgrabnie ostrzy swe nożyce, gdzieś rozlega się zgrzyt motorowych kół, unoszą się śmiechy dzieci bawiących się z małą i mądrą psiną, słychać gdaczące kury przechadzające się wąskimi uliczkami, przed swą pracownią miejscowy rzeźbiarz wystruguje swe arcydzieło z drzewnego korzenia ...
To wszystko sprawia, że odnajduję dawne Chiny, te znane od wielu lat. Takie widoki uwielbiam, dla nich tutaj przyjeżdzam corocznie, w nadziei zatrzymania zmiennych kolei losu.
Cha Yang ma długą historię bogatej kultury i piękna przyrody. Było wygodnym szlakiem transportowym. To polityczne, gospodarcze i kulturalne centrum sprawiało, że zbierali się tutaj kupcy i miejsce tętniało życiem ducha handlu oraz dobrobytu, dzięki herbacianym listkom. Dzisiaj pozostali świadkowie tamtej kwitnącej epoki to widoczne stare domy i wąskie uliczki z lekkim zarysem nowoczesności.
Im dalej się zaciągamy w serce mieściny tym więcej dla oczu atrakcji. Płynie rzeczka, jej most wytycza nam dalszą drogę, gdzie domostwa o chińskiej architekurze mieszają się z porospraszanymi budowlami bardziej w stylu europejskim.
Willa Xuan została zbudowana w 1936 roku przez bogatego malezyjskiego Chińczyka, który był członkiem tajnego stowarzyszenia związanego z Sun Yat-sen’em. Części budynku służyła za schron przeciwlotniczy. Budynek o naturalniej patynie ma elegancką klatkę schodową już trochę pachnącą widmem czasu. W głównym korytarzu zwisa z sufitu wentylator, ściany o podniszczonych freskach, aż proszą żeby je odnowić i stary zegar liczący godziny swym wahadłem. Z przepięknych szerokich balkonów widoczne są rozciągające się pola herbaciane.
Innym istotnym elementem tej aglomeracji, gdzie warto się zatrzymać, jest Łuk Pamiątkowy poświęcony ojcu i synowi, a właściwie ich sprawowanej funkcji. Cesarscy mandaryni swą pozycję zagwarantowali sobie poprzez studiowanie klasyki konfucjańskiej, po egzaminach byli dyplomowani. Do dzisiaj uczeni i nauczyciele mają wyjątkowy respekt w Chinach. Monumentalny granitowy pomnik z 1610 roku słusznie wznosi się tuż przed szkołą.
W każdej wyprawie, w każdym kontakcie z nieznajomym człowiekiem można znaleźć zawsze coś pozytywnego i ciekawego. Podróżując samotnie można pokonać nieśmiałość, bez obaw przed ludźmi. Często mogą być oni zaskoczeni widokiem osób naszego pokroju. Zwiedzanie, poznawanie innych narodów, krajobrazów i nowych rzeczy bardzo kształtuje człowieka, stwarza go bardziej dojrzałym i odpowiedzialnym. Pozostają przecudowne wspomnienia, do których się bez końca powraca.
Komentarze