Nie do wiary!
Pierwszy raz w życiu zagnało mnie na hipodrom ze zwykłej ciekawości. Nie sposób znaleźć jest się w Hongkongu i tutaj nie zawitać.
Happy Valley znajduje się w północnej części wyspy Hongkong.
Tor wyścigów konnych zdobył sobie solidną reputację zarówno na wyspie jak i na całym świecie.
W bagnistej dolinie, będącej przyczyną śmiertelnych chorób w początkowych latach angielskiego kolonializmu na wyspie, miejsce było cmentarzyskiem.
W rezultacie dlaczego powszechny eufemizm cmentarny przemienił się na Happy Valley?
Z prostej przyczyny, w 1846 roku Brytyjczycy wyczuli, że teren doliny był idealny do wyścigów konnych. I tak to powstał słynny tor.
Sport ten był wówczas dostępny tylko dla elity miasta. Obecnie wyścigi konne są częścią codziennego życia mieszkańców Hongkongu. Happy Valley ujawnia orginalny i ekonomiczny sposób wchłonięcia lokalnej kultury.
Udając się tutaj spotykam zapaleńców pieniężnych zakładów, mam wrażenie, że przesiadują całymi dniami w oczekiwaniu na wielką wygraną.
W ogólnej gorączce mieszkaćy Hongkongu dają jednogłośnie wyraz zamiłowania do gier. Pozostają wierni tradycji wprowadzonej przez Anglików w XIX wieku. Aby poddać się uciesze gry trzeba tak jak oni stawiać zakłady!
Spędzony wieczór „na wyścigach” stanowi integralną część życia w Hongkongu.
Trzeba koniecznie tutaj przyjść i dołączyć (ja tylko ich obserwuję) do entuzjastycznych graczy. Warto jest odkryć szczególną atmosferę wyścigów, których poziom znajduje się na jednym z najwyższych na świecie. Wpaść w wir tysięcy fanów. Bywalcy, zapewniają mnie, że panujący tutejszy intymny klimat jest diametralnie różny od atmosfery francuskich czy brytyjskich torów wyścigowych.
Większość wyścigów odbywa się w nocy, co ukazuje olśniewające widoki bogato oświetlonych wieżowców. Stoiska z napojami i kanapkami, muzyka wcisnięta między wyścigami, zdecydowanie stwarzają świąteczną atmosferę.
Jeśli znajdziecie się w sąsiedztwie, najlepiej tutaj przyjść wieczorem w środę i uczestniczyć w wyścigach na żywo w atmosferze podniecającej zmysły.
