Moja podróż po prowincji Yunnan
Moja podróż po prowincji Yunnan
zhongguo zhongguo
511
BLOG

XISHUANGBANNA

zhongguo zhongguo Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

   Po krótkim dwutygodniowym pobycie w upalnym Laosie nadchodzi czas przekroczyć jedyne przejście graniczne dozwolone cudzoziemcom. Droga około 2 km między Boten i Mohan dzieli dwóch sąsiadów - Laos z Chinami. Granica bardzo sympatyczna i cicha, mało tutaj Białych, my stanowimy wyjątek. A więc od pierwszych chwil specjalny kurtuazyjny protokół jest dla nas zarezerwowany. Młodzi celnicy zajmują się nami w uprzejmym rytuale, znając kilka formułek łamanej ‘’angielszczyzny’’ zadają pytania, nie spodziewając się odpowiedzi w ‘’chińszczyźnie’’.

 

   Ku mej radości jestem już Chinach, powoli zbliżając się do pierwszego etapu tegorocznej wędrówki – stolicy autonomicznego regionu Xishuangbanny – Jinghong’u. 

    Xishuangbanna – to egzotyczna nazwa regionu leżącego w południowej prowincji Yunnan. Schińszczona nazwa wywodzi się z tajskiego języka - Sip Swan Panna i oznacza 12 okręgów produkujących ryż.

Tutejszy łagodny klimat przyciąga zwiedzających przez cały rok. Nie są to jednak na szczęście tłumy turystów odwiedzający te barwne okolice. Bujna dżungla schrania mnogość gatunków zwierzęcych i roślinnych, można w niej spotkać słonie, coraz rzadziej natomiast natrafić na tygrysy.

 Droga wiedzie wśród górskich malowniczych pejzaży, kierowca nadzwyczaj sprawnie gna krętymi szlakami. 

Po długiej i męczącej podróży docieram do już mi znanego Jing Hong’u... odnawiają się wspomnienia sprzed lat, kiedy to w 2005 roku miasto mnie gościło po raz pierwszy.

Po 8 latach początkowo trudno mi się odnaleźć w stolicy autotomicznej prefektury, w tej gęstwinie palm na ulicach, pod szpalerem których można się schronić przed prażącym słońcem. Jak one się rozrosły, pamiętam były niskie ... mam wrażenie, że jestem w gęstym lesie, a to przecież ulica w mieście. Nie poznaję tak dobrze mi znanych miejsc z poprzedniego pobytu. Z trudnością odnajduję hotel ‘’10 000 szczęść’’, w którym obowiązkowo się zatrzymuję. Hotel się nie zmienił, może trochę się podstarzał, nowi młodzi anonimowi właściciele zastąpili starsze miłe małżeństwo. 

       Obok hotelu - bardziej ruchliwa i hałaśliwa ulica ze sznurami samochodów aż do późnej nocy przeszkadza mi spać.Jakoś wszystko wydaje mi się inne, nieznane, gubię się, tylko upał ten sam, wilgotny i gorzki, typowy dla tutejszego klimatu. 

Na pobliskim nefrytowym bazarze, położonym na długiej ulicy, samochody, rowery i motocykle dzielą losy paradujących przechodniów, ale nigdy się nie wpada pod koła pojazdów.

Na tej ulicy przed laty codziennie sobie się siadało na niskich stołeczkach i siurpało typową chińską zupkę z kluseczkami lub też uwielbiane przeze mnie pierożki. Dzisiaj jest w tym miejscu sklep z ciuchami. 

 

               Ulica była bardziej familijna... Dzisiaj nijaka...

       

    Pamiętam młodego kupca birmańskiego odzianego w tradycyjne longyi przygotowującego koguta do walki, karmił go ryżem,... przed laty  panowała tutaj miła atmosfera. Birmańskich sprzedawców nefrytowych cacek też jak gdyby mniej. Zachodzące w Birmie zmiany pewno zachęciły ich do powrotu w rodzime strony.

  Chcę odszukać kafejkę ‘’Mei Mei’’ prowadzoną przez dwie siostry z narodu Bai  rodem z Dali. Dowiaduję się, że małe lokum tego gościnnego miejsca zostało wyburzone, zastąpiło go nowe bardziej wygodne i większe pomieszczenie zaledwie odległe o kilka kroków od starego.

Z radością witam tę dobrą nowinę i udaję się pod wskazany mi adres.

         Na komercyjnej ulicy usadowiło się sporo restauracji w zachodnim stylu, serwujących obcą kuchnię. Dawniej tylko w dwóch miejscach można było zjeść coś ‘’zachodniego’’.

  Spotykam jedną z sióstr - piękna Orchidea nic się nie zmieniła, jeszcze bardziej wypiękniała. Przypomina sobie mnie, co mnie cieszy. Pytam się o Stewen’a, Belga z Antwerpii, którego w sobie rozkochała. Od 5 lat są małżeństwem dzieląc swój szczęśliwy wspólny los. Stewen wyjechał na kilka dni do Tajlandii, nadal zajmuje się fotografią i kręci dokumentalne filmy o ciekawych zakątkach Chin. Szkoda, że go nie zobaczę.

  Siadam przy stole i funduję sobie ryż w wydrążonym ananasie na sposób Dai... 

 

1* Tą notką rozpoczynam cykl moich tegorocznych wspomnień z Państwa Środka.

Serdecznie zapraszam do lektury kolejnych odcinków.           

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Autobus, którym jadę do Jinghong'u
Autobus, którym jadę do Jinghong'u Laotańska granica w Boten Chińskie przejście graniczne w Mohan Hotel ‘’10 000 szczęść’’ Jedno ze stoisk nefrytowego bazaru Młody kupiec birmański karmiący koguta ryżem Café "Mei Mei"
zhongguo
O mnie zhongguo

CHINY - to moja pasja i powołanie. KRAJ, w którym jest najwięcej ludzi do polubienia. JĘZYK, HISTORIA, KULTURA, TRADYCJA ... wszystko mnie interesuje. Wśród moich podróży po Chinach losy wiodą mnie tam gdzie jest zawsze coś do odkrycia </&lt NAGRODA ''za systematyczną prezentację kultury chińskiej i budowanie mostów pomiędzy narodem chińskim i polskim'' (2012 rok)"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości